Case Study
Maciej jest rodowitym krakowianinem. Świetne zaplecze edukacyjne miasta pozwoliło mu na opanowanie dwóch języków obcych i uzyskanie wyższego wykształcenia. Kiedy kilka lat temu zaczął swoją zawodową przygodę nie miał większych trudności ze znalezieniem pracy. Dalej było już tylko lepiej. Rynek pracownika sprawił, że jego sytuacja życiowa stała się naprawdę dobra – miał pracę, w której się rozwijał, którą lubił i która dawała mu nie tylko satysfakcję, ale i korzystne zarobki.
W swoim rodzinnym mieście miał też wszystko to, co potrzebne do życia człowiekowi. Rodziców, przyjaciół, znajomych, miejsca, w których lubił spędzać wolny czas. Kraków i jego okolice o każdej porze roku wydawały się pełne atrakcji. W pewnym momencie Maciek poznał kogoś z kim chciał spędzić resztę swojego życia i założyć rodzinę. Do pełni szczęścia brakowało mu podstawowego czynnika, bez którego żaden człowiek nie potrafi funkcjonować – było nim powietrze. Czyste powietrze.
Maciek zauważył, że coraz częściej zapada na choroby górnych dróg oddechowych, trwają one coraz dłużej i coraz trudniej je wyleczyć. Domowe sposoby, którymi kurował się lata temu zaczęły być wypierane przez antybiotyki, bo większość infekcji przybierała postaci, z którymi zwykłe leki nie dawały sobie rady. Zorientował się, że z powodu chorób musi zrezygnować z części swoich planów – zawodowych i osobistych. Odwoływanie spotkań, rezygnowanie z koncertów, wycieczek i imprez w okresie październik – kwiecień stało się niemal normą. Zaczął też podliczać koszty swoich chorób – okazało się, że „w sezonie” były to wydatki łącznie na kwotę ponad 3000 złotych.
Ze smutkiem spostrzegł, że sytuacja nie jest kwestią jego niskiej odporności. W podobnym położeniu byli jego znajomi. Rozmowy przy porannej kawie w pracy zaczęły się toczyć wokół kupowania maseczek, oczyszczaczy powietrza, roślin pochłaniających pyły czy sprawdzonych sposobów na walkę z chorymi zatokami. Maciej zauważył, że znaczna część współpracowników wymienia się namiarami na polecanych lekarzy laryngologów i alergologów… zaczynał czuć się jak w sanatorium, a nie w miejscu pracy.
Inną kwestią był fakt, że Maćkowi trudno było w promieniu nawet do 200 km od Krakowa znaleźć miejsca, w których podczas sezonu grzewczego było w miarę czyste powietrze. Okazało się, że okoliczne „uzdrowiskowe” miejscowości tonęły w smogu większym niż ten, który jest w Krakowie.
Kiedy pewnego styczniowego dnia obudził się z pierwszymi symptomami zbliżającej się infekcji, gdy w radiu usłyszał, że wychodzenie dziś z domu zagraża jego zdrowiu, a dzieci, alergicy, kobiety w ciąży i osoby starsze w ogóle nie powinny wychodzić – poczuł, że ma dość. Nie wyobrażał sobie dalszego życia, szczególnie w sytuacji planowania rodziny, w takich okolicznościach przyrody. Wydawało się, że Maciek ma trzy możliwości:
- wyemigrować za granicę
- przenieść się z południowej części Polski, najlepiej na samą północ
- zjechać do jednej z pobliskich kopalni soli (Bochnia lub Wieliczka) i tam przeczekiwać sezon grzewczy.
Trzecie rozwiązanie odpadało przede wszystkim ze względu na brak zasięgu pod ziemią. Maciek przemyślał zatem dwie pierwsze opcje i – nie bez żalu i wewnętrznych rozterek – postanowił przeprowadzić się wraz ze swoją drugą połową do Trójmiasta. Znalazł tam pracę, mieszkanie i zaczął swoje drugie życie – oddychając z ulgą pełną piersią.
Wnioski
- Choć case dotyczy Krakowa od dawna wiadomo, że problem fatalnej jakości powietrza jest ogólnopolski (wydaje się w najmniejszym stopniu dotykać terenów północnych). Kraków jako pierwszy podjął konkretne działania zmierzające do walki z problemem, z powodu którego rocznie przedwcześnie umierają dziesiątki tysięcy Polaków (szacuje się, że jest to liczba około 40 000).
- Świadomość Polaków rośnie, a rynek pracy powoduje, że zanieczyszczone regiony mogą tracić wykształconych i świadomych menedżerów oraz specjalistów właśnie z powodu zanieczyszczenia powietrza. Pojawiają się już zresztą pierwsze ogłoszenia o pracę i spoty promujące północ i tamtejszych pracodawców.
- Maciek nie jest jedynym przykładem zjawiska, które powoli zaczyna być definiowane jako „emigracja smogowa”. Rozmowy o przeprowadzce za granicę (np. do Czech) lub na tereny czystsze stają się już coraz powszechniejsze wśród młodych ludzi, którzy nie mają aż tak dużych zobowiązań i mocno zapuszczonych korzeni. A to właśnie ci ludzie stanowią dla pracodawców cenny potencjał.
- Każdy może w minimalnym stopniu przeciwdziałać zanieczyszczeniu powietrza (jadąc do pracy rowerem lub z kolegą jednym samochodem, zachęcając sąsiada do wymiany pieca), ale od dawna wiadomo, że „duży może więcej”. Może czas, aby do akcji włączyli się pracodawcy? Może to właśnie z ich strony powinny płynąć naciski, a może nawet środki – działanie CSR. Są organizacje, które wynagradzają swoich pracowników za dojazd do pracy rowerem – świetna inicjatywa! Są pracodawcy, którzy kupują lub dofinansowują zakup maseczek – pomocne. Wydaje się jednak, że do problemu należałoby podejść zbiorowo i bardziej radykalnie.
- Dublin, Londyn – to miasta, które dziesiątki lat temu miały większe problemy niż teraz my w Polsce – pokonały je i cieszą się na tyle czystym powietrzem, na ile pozwala życie w mieście. Dobre praktyki w obszarach zarządzania, które płyną do nas od zachodnich sąsiadów w czasie szkoleń i programów rozwojowych, mogłyby się poszerzyć o te dotyczące walki ze smogiem.
Na brudnym powietrzu zyskują producenci maseczek, oczyszczaczy powietrza, farmaceuci i część lekarzy (choć z pewnością większości taka sytuacja nie cieszy). Na drugiej szali są ci, którzy tracą: przeciętny Kowalski, który znacznie częściej choruje. Miasta tracą wizerunek i wpływy z turystyki. Okazuje się, że stratni zaczynają być też pracodawcy – rośnie absencja pracowników, którzy… rozważają emigrację.
Artykuł ukazał się w portalu hrpolska.pl